środa, 6 stycznia 2016

Zdalna czy niezdal(t)na?

Na temat pracy zdalnej narosło już tyle mitów i stereotypów, że nie ma sensu ich wszystkich odkręcać. W zasadzie nie powinienem pisać mitów, ponieważ cześć z nich ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, którą znam z relacji, choćby swoich znajomych. Mity tworzą się wtedy, gdy ktoś przy piwie po raz kolejny opowiada jak to jego kolega kolegi kolegi czekał 1,5 miesiące na dostępy do VPN'a, a drugi kompletnie zdziczał pracując w domu, więc praca zdalna jest bez sensu i na pewno nie dla mnie. Wiadomo, że opowieści nacechowane negatywnie, są o wiele bardziej ciekawsze i lotne (patrz współczesna sieczka generowana przez większość mediów), więc są często powielane i generalizowane. A diabeł tkwi w szczegółach, a konkretnie w kontekście, o czym kto jak kto, ale ludzie z IT powinni wiedzieć.


W moim przypadku kontekstem jest pół roku+ z Softwaremill - firmą, co tu dużo mówić, bardzo specyficzną ... :)

Czy to jest dla mnie?

Wychodzi na to, że jednak lubię spotkać się z ludźmi i porozmawiać z nimi twarzą w twarz (kontekst), dlatego praca w 100% zdalna, była dla mnie kompletną rewolucją. Owszem, pracuje się inaczej, obowiązują trochę inne zasady, ale da się w tym wszystkim ogarnąć i odnaleźć. Niestety, nie da się uczciwie powiedzieć, czy taka forma zatrudnienia jest dla kogoś odpowiednia lub nie. W tak subiektywnym temacie, oczywiście można szukać jakiś analogii, ale dopiero próba w boju dostarczy prawdziwej odpowiedzi. Warto dodać, że wrażenia z pierwszego tygodnia a nawet miesiąca, będą mocno zbiasowane. Pytanie, kiedy eksperyment można jakoś podsumować? Tego też nie da się jednoznacznie określić. Na pewne aspekty można mieć zupełnie inne zdanie po dłuższym czasie. Myślę, że po klasycznym okresie próbnym (3 miesiące) można już powiedzieć, czy jest sens kontynuować podróż tą ścieżką.

Czy to działa?

Tak, ale trzeba trafić na dobry kontekst. W przeciwnym wypadku może być bardzo pod górkę. Żeby nie przepisywać tego samego proponowałbym zajrzeć tutaj albo tutaj. Dość sensowne podsumowanie tematu.

Jak rozdzielić życie prywatne od pracy?

Z tym osobiście nie miałem najmniejszych problemów. Niania kończy swoją pracę o określonej godzinie i trudno o lepszy sygnał na zakończenie mojej pracy. Siłą rzeczy trzeba zająć się dzieciakami i sprawami domowo-rodzinnymi, a ta lista nigdy nie ma końca. Nie wiem jak to wygląda bez kontekstu rodzinnego, więc się nie wypowiadam.
Dobrym pomysłem jest mieć wydzielony sprzęt do pracy, bo wtedy nie atakują nas te wszystkie powiadomienia o mailach, slackach, itp. Jeśli nie osobny sprzęt, to przynajmniej wygodny i skuteczny sposób na wyłączenie wszystkich "firmowych" kanałów komunikacji. To samo dotyczy telefonu.
Trochę gorzej jest w drugą stronę, jak obowiązki domowe wkradają się w czas pracy. Na szczęście w pracy zdalnej (z reguły) samemu organizujemy swój dzień pracy, więc fakt, że mogę iść na pocztę w godzinach, w których jest tam pusto, zrobić zakupy jak nie ma korków, pobiegać przed lub w trakcie pracy, itp.  - jest dla mnie ogromnym plusem. W teorii pracując stacjonarnie też mamy taką możliwość, ale powiedzmy sobie szczerze, nie da się tego tak efektywnie wykorzystać/zorganizować.

Co z rodziną?

Często słyszę, że jak się ma małe dziecko, to nie da się pracować z domu. Tym razem moim kontekstem jest bliźniaczy bunt 2-3latków, niania, wydzielony pokój pracy. Pierwszy tydzień był trudny, ale potem małe szybko podłapały zasadę, że do tego pokoju nie wchodzimy (choć i tak warto mieć kluczyk:)). Owszem, czasami zdarzają się głośne dramaty, ale nawet mając opcję pracy z innych miejsc (za darmo) wybieram mieszkanie, bo tam mi najbardziej wygodnie (więcej potem). Nie ukrywam, że osobny pokój do pracy to komfort, na który nie zawsze można sobie pozwolić. Z reguły takim pokojem w czasie dnia staje się sypialnia. Na pewno nie da się pracować i jednocześnie opiekować dzieckiem, bo to tak jakby łączyć 2 kompletnie różne etaty na raz.
Patrząc na to z perspektywy czasu, to fakt posiadania potomstwa może być właśnie impulsem do pracy zdalnej, bo łatwiej zorganizować te wszystkie żłobki, wizyty lekarskie, itp.

Praca poza biurem.

W związku z tym, że siedzimy te 8+ godzin przed monitorami, i że nas to prędzej czy później zabije, warto, w końcu, zainwestować w porządny fotel i biurko (polecam to). Nie ma już wymówki, że pracodawca nie chce nam zmienić siedziska, albo że nie ma budżetu. Trzeba samemu skonfigurować najlepsze miejsce pracy pod nasze wymagania. Nie wiem jak to jest w coworkingu, na ile możemy sobie pozwolić, ale we własnym mieszkaniu, wolność Tomku ....
Praca tylko z jednego miejsca trochę przeczyłaby idei pracy zdalnej, więc warto (a czasem nawet trzeba) ruszyć się i popracować gdzieś indziej. Niech to będzie wyjazd do rodziny, w góry,  do znajomych z projektu, coworking, grunt to zmienić środowisko, żeby trochę postymulować zmysły z innej strony (i oczywiście nie zdziczeć:)).
Grudzień 2015 - Bukowina Kłodzka
Od razu zaznaczę, że nie wygląda to tak romantycznie, jak na zdjęciu. Jeśli wyjazd jest z całą rodziną, można nawet powiedzieć, że jest to trudne:) I tak warto! Który zawód może pozwolić sobie na wyjazd gdziekolwiek (gdzie jest w miarę stabilne połączenie z siecią) praktycznie z dnia na dzień, bez pytania o jakieś zgody, itp.? Takie wyjazdy, to oczywiście nie urlop, ale jakaś pośrednia forma restartu człowieka.

Komunikacja.

To w zasadzie powinien być osoby post, jak nie książka, więc postaram się maksymalnie konkretnie. Nawet mając super ludzi i najlepsze narzędzia, to fakt, że większość komunikacji odbywa się bez warstwy niewerbalnej (a emotikony nie zastąpią tego, choćby nie wiem jak były piękne), powoduje, że dochodzi do spięć a nawet gówno burz na jakiś bezsensowny temat (np. polityczny). W takich sytuacjach, jak to mawiał mój mentor, tylko spokój może Cię uratować. Nie ma co się niepotrzebnie nakręcać. A przed napisaniem czegoś w ferworze walki, lepiej wyjść na spacer i przewietrzyć umysł. Być może coś źle zrozumieliśmy, przekręciliśmy. Żeby takie sytuacje zdarzały się rzadko lub szybko stygły, konieczny jest kontakt fizyczny. Tak, pracując zdalnie trzeba się czasem spotkać i pogadać przy piwie. Dopiero wtedy "uczymy się" postrzegania drugiej osoby. Bez tego bardzo ciężko będzie wypracować zaufanie - koniecznie w zespołach rozproszonych.
Scrum meeting - Wrzesień 2015 - gdzieś między Gdynią a Sopotem.
Idealnym rozwiązaniem jest, raz na jakiś czas, spotkanie zespołu w stylu work & play. Gdzie mamy możliwość kilka dni wspólnie popracować i dobrze się zintegrować.

Inne.

I na koniec kilka luźnych obserwacji związanych z pracą zdalną.
  • Drzemki - są takie dni, że kawa, herbata, yerba, czy co tam się teraz pije, po prostu nie działają, albo mają wręcz odwrotny skutek. Wtedy 15 minutowa drzemka stawia na nogi lepiej niż jakiekolwiek dopalacze. Oczywiście trzeba uważać, żeby z 15 minut nie zrobiły się 2 godziny. Podobno zwyczaj ten powoli zaczyna być traktowany normalnie przez firmy stacjonarne. Ciekawe czy w korpo też można.
  • Budzik - pozostając w tematyce, prawie wcale nie używam, co nie znaczy, że zaczynam pracę o jakiś dziwnych godzinach. Po prostu jedna stresująca rzecz mniej.
  • Strefy czasowe - druga strona medalu bardzo elastycznych godzin pracy. Jeśli współpracujemy np. z naszymi sojusznikami z USA, to znalezienie okienka czasowego, gdzie można porozmawiać na żywo, może być problematyczne.
  • Korki - było, ale jeszcze raz sobie napiszę. Czas dotarcia do pracy zajmuje mi tyle co umycie zębów:)
  • Dni wolne - to bardziej się tyczy własnej działalności, czy też formy współpracy niż samej pracy zdalnej. Człowiek zupełnie inaczej patrzy na dzień wolny, który owszem jest wolny, ale również wolny od zarobku. Taki katar (jak wiadomo choroba śmiertelna u mężczyzn) już nie jest wystarczającym powodem, że sobie zrobić chorobowe:)
  • Lodówka - powinna mieć jakiś zamek czasowy, albo sama wydzielać racje żywnościowe.
  • Klimatyzacja - "Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił."


Temat rzeka, ale jakoś wypadałoby podsumować przemyślenia. Praca zdalna na pewno nie jest pozbawiona wad (choć wady te tak samo istnieją w pracy stacjonarnej). Nie każdemu będzie odpowiadać. Sam nie wiem jaką będę miał opinię na ten temat po np. kilku latach, dlatego starałem się linkować do osób, które mają w tej materii więcej doświadczenia. 
Osobiście nie żałuję migracji na tę formę zatrudnienia. Podoba mi się fakt, że dostaję bardzo dużo swobody (na wielu płaszczyznach), ale co z tym idzie muszę być bardziej odpowiedzialny i zorganizowany. Mam o wiele więcej możliwości zorganizowania swojego dnia pracy i o wiele lepiej mogę reagować na nagłe zdarzenia losowe.
Na aspekt międzyludzki też nie mogę narzekać. Mam wrażenie, że przez te pół roku z hakiem o wiele lepiej się zsocjalizowałem niż przez dwa i pół roku w normalnej pracy. Na pewno teraz okazje do integracji bardziej doceniam i celebruję. I nadal golę się co rano:)

Jeszcze kilka linków na koniec, ja ktoś chce więcej poczytać/posłuchać:

4 komentarze: